A więc przejdźmy do spraw poważnych.
W trakcie pobytu w B.A. w zeszłym roku poczyniłem kilka ważkich spostrzeżeń na temat argentyńskich kobiet (przedstawiam jedynie te cenzuralne).
Aksjomat 1.Wszystkie Argentynki, które nie wkroczyły w wiek emerytalny i mają za sobą ten szczęsny czas, gdy beztrosko jeździły na hulajnodze, noszą długie włosy. Kobieta z krótkimi włosami niechybnie jest turystką.
Aksjomat 2.Wszystkie Argentynki zakrywają nogi. Mogą świecić na poły obnażonym biustem, ale uda mają zawsze skromnie zasłonięte. Kobieta w szortach niechybnie jest turystką.
Anegdota I. Po jednej z milong w La Nacional do Kasi podeszła znana tancerka Alexandra Arrué i tako rzecze: „ładnie tańczysz, dziewczyno, wszystko w porządku, ale, na Boga, następnym razem włóż dłuższą sukienkę”. Faktycznie, Kasia miała bezwstydnie obnażone kolana. (Skądinąd wycięcia w kieckach, choćby sięgające pępka są dozwolone).
Anegdota II. Na uliczkach okalających szkołę, do której chodziliśmy na zajęcia, roiło się od cór Koryntu. Gdy Kasia chodziła w szortach, owe damy lekkich obyczajów za nią gwizdały (cokolwiek to miało znaczyć)! Na każdym rogu spotykaly ją też propozycje (nazwijmy to tak) matrymonialne.
Aksjomat 3. Wszystkie Argentynki – a już z pewnością wszystkie Argentynki tańczące tango – są wytatuowane. Tatuaże te, muszę z bólem dodać, są dość odstręczające. Nie mają nic wspólnego z tym szczytem subtelnego wyrafinowania, z tym pułapem – jakby powiedział Schiller – estetycznego wychowania człowieka, jakim jest delfinek czy różyczka pacnięta w mniej lub bardziej dyskretnym miejscu. Jest to raczej rozlany, zgniło niebieski wzorek niesprecyzowanych kształtów, który wygląda tak, jakby właścicielka wykonała go samodzielnie, zardzewiałym gwoździem, gdy czas jej się zbytnio dłużył (w celi). Świat jednak pędzi na przód. Jeśli aksjomat o długich włosach pozostaje w mocy, dwa pozostałe należy zrewidować. Na ulicach widać dziewczyny w szortach i krótkich spódniczkach! Postępu nic nie zatrzyma, jak rzekłby zwolennik oświecenia. Cywilizacja śmierci zdobywa kolejne przyczółki, jak rzekłby rodzimy integrysta katolicki.
Tak, widzieliśmy całkiem ładne tatuaże na niemniej uroczych udach!
No ale dość o kobietach. Pora zająć się legendarnym argentyńskim macho. Przed wyjazdem znalazłem na argentyńskim blogu tangoscopio uwagę, że chodzenie w tangu odzwierciedla sposób w jaki porteño przechadza się na co dzień ulicami. Wydało mi się to dość intrygujące. Czy rzeczywiście Polacy, Argentyńczycy, Eskimosi czy Chińczycy tak bardzo się różnią – przepraszam za wyrażenie – „w kroku”. Trzeba by oczywiście przeprowadzić gruntowne badania krokoporównawcze, ale być może coś jest w tym na rzeczy. W Polsce wielokrotnie bawiliśmy się z Kasią w obserwowania ludzi (np. z jadącego autobusu). 99% facetów jest przygarbionych, poskręcanych w bardzo dziwnych kierunkach i nosi się w ogóle wielce osobliwie i co tu dużo mówić pokracznie. Przeprowadziliśmy identyczne obserwacje tutaj. Okazuje się, że nawet jak ktoś wygląda nader wymoczkowato, to stoi prosto, z piersią dumnie wyprężoną. A co trzeci Argentyńczyk ma taka postawę jak obdarzony instynktem samozachowawczym pruski żołnierz w obecności Fryderyka II. Z pewną złośliwością mógłbym dodać, że stosunkowo najgorzej na tym tle wypadają autentyczni nauczyciele tanga (nuevo), którym wieloletnie wpatrywanie się w podłogę zgarbiło sylwetkę. Ale tego nie uczynię, gdyż złośliwy, jak wiadomo, nie jestem.
Soy irremediablemente curioso. Vi que nombrás a tangoscopio aquí, y no puedo aguantar las ganas de saber que decís respecto de el.
Me lo podrías traducir? Muchas gracias…