Nauczyciele

Dwa pobyty w Buenos Aires i rozmaite warsztaty w Polsce i zagranicą pozwoliły nam się zetknąć z kilkudziesięcioma parami nauczycieli. Większość z nich pogrzebaliśmy w mrocznych zakamarkach niepamięci. Zdarzali się poprawni… i przeciętni. Na szczęście spotkaliśmy też „maestros”, którzy wywarli na nas silne wrażenie, chcielibyśmy ich przeto polecić.

Wpierw jednak pozwolę sobie na pewną uwagę natury ogólnej na użytek laików.

Tango Argentyńskie wywodzi się z miejskiej tradycji ludowej. Z tego też względu nie ma jakiejś jednej specyficznej techniki i nie jest ściśle skodyfikowane. Milena Plebs w styczniowej „Tangaucie” przytacza znamienną anegdotkę: „Przed dwudziestoma laty Miguel Zotto zaprosił grupkę uznanych nauczycieli i milongueros do klubu Sin Rumbo. Pragnął wraz z nimi skodyfikować ten taniec, opisać rozmaite salidas, rozwinięcia i zakończenia (resoluciones), aby ujednolicić proces nauczania. Okazało się to niemożliwe, ponieważ każdy bronił własnych rozwiązań”. Mamy więc tyle postaci tanga argentyńskiego, ilu tańczących, choć oczywiście, jak dodaje Plebs, można wyróżnić główne kierunki czy nurty.

Obecnie te główne kierunki to milonguero, salón i nuevo (oraz ich rozmaite kombinacje). Same nazwy są wprawdzie problematyczne i Argentyńczycy toczą na ich temat zaciekłe boje, ale nie ma sensu wdawać się w ten spór (niebawem przedstawimy zresztą uczoną rozprawkę p.t. „Style tanga w obrazkach”, która, miejmy nadzieje, rozwieje wątpliwości naszych czytelników).

W każdym razie każdy aficionado tanga, szukający nauczyciela, musi mieć te różnice na uwadze.

(M) Jeśli trafimy do nauczyciela milonguero, możemy być pewni, że to, czego się nauczymy, będziemy mogli z powodzeniem zastosować na milondze (jeśli nie będzie to milonga alternatywna!). Z drugiej strony istnieje poważne ryzyko, że nauczyciel uczyć będzie według schematu: „patrzcie, jak ładnie tańczę, jakie szybkie i fajne kroczki stawiam i róbcie to samo”. Przy czym co chwila pokazywać będzie coś innego, nie pamiętając, co przed minutką wyczarował szparkimi, przyznać trzeba, kończynami.

(S) Nauczyciele salonu uczą zazwyczaj sekwencji. Jeśli nie są to sekwencje pokazowe, które tylko Rojas potrafi zaserwować i to w parze z Rodriguezem, to świetnie, ale pamiętajmy, że salón z samej swej natury jest o wiele bardziej „przestrzenny” od milonguero, innymi słowy pożera więcej metrów kwadratowych parkietu. Salón jest też o wiele trudniejszy (początkujący tancerz zorientuje się raz-dwa, że o wiele łatwiej zrobić coś szybko niż wolno). Salón to najbardziej romantyczny rodzaj tanga i wymaga doskonałego cielesnego porozumienia partnerów. Wspólne poruszanie się, które angażuje całe ciało, wprawia niemal w ekstazę i upojenie (coś porównywalnego do upalenia trawą, aczkolwiek głupi rechot jako skutek uboczny raczej nie występuje), trzeba więc starannie dobierać partnerki/partnerów do ćwiczeń, zabawa może się bowiem zakończyć poważnymi powikłaniami egzystencjalnymi i emocjonalnymi komplikacjami.

(N) Nuevo to gra na loterii. Chyba w tej kategorii mamy największy rozrzut wśród nauczycieli. Jeśli poznamy na zajęciach skomplikowaną sekwencję z ganchami, colgadami itp., ale nie będziemy potrafili niczego z niej powtórzyć z osobą, z którą nie byliśmy na zajęciach (bez mrugania okiem i rozbudowanych pogawędek), koniecznie zmieńmy nauczyciela!

A teraz już lista.

(S+M) Pablo Rodriguez i Noelia Hurtado.

Naszym zdaniem najlepsi. Można się godzinami wpatrywać, jak robią najprostszy krok. Czysta poezja. Wydać się to może nieprawdopodobne, ale uczą równie znakomicie, jak tańczą. Przerażająco młodzi, energetyczni i opanowani w tańcu.

Uwaga! Jesienią prawdopodobnie sprowadzimy ich do Polski!

(S+N) José Halfon i Viky Cutillo

Nasza ulubiona para od nuevo, pewnie dlatego, że jest to nuevo zbudowane na bardzo solidnym fundamencie salonu. Świetni nauczyciele z ciekawą metodyką nauczania. Nawet jeśli wyleci nam z głowy demonstrowana sekwencja, zostaje wiele elementów, które można swobodnie komponować, a przede wszystkim technika ruchu i muzykalność – zwracają uwagę na frazowanie i pauzy (gwoli prawdy dodać trzeba, że na pokazach zdarza im się skupiać na figurkach, a muzyka schodzi wtedy na dalszy plan. Ale nie jest to ranking tancerzy, lecz  nauczycieli). Odwiedzą nas we wrześniu.

(S+M) Javier Rodriguez i Andrea Missé.

Javier zaczyna przeważnie lekcję od kwadransa chodzenia w przód i w tył, dodając stopniowo różne ozdobniki. Człapanie za tym bogiem tanga i próby dotrzymania mu (ślicznego) kroku to chyba najlepsze ćwiczenie techniki, jakie można sobie wyobrazić. Zwłaszcza, jeśli partnerka musi być „elegante”, a partner „divine”. Po takiej rozgrzewce uczą rzeczy bardziej skomplikowanych i lekcja staje się mniej ciekawa, aczkolwiek nadal godna polecenia. Trudni do upolowania, przez większą część roku klonują Azjatów.

(S+N) Adrian Veredice i Alejandra Hobert

Kolejna para łącząca nuevo z salonem. Na technice specjalnie się nie skupiają, za to pokazują super skomplikowane bajery, na pierwszy rzut oka niemożliwe do wykonania, obdarzone jednak tą niesłychaną zaletą, że koniec końców okazują się niezwykle proste. Wymarzeni nauczyciele dla tancerzy, którzy chcą zabłysnąć na parkiecie.

(M) Susana Miller.

Najlepsza nauczycielka dla początkujących, którzy mają kłopoty z „bliskim trzymaniem”. Po lekcji będą tańczyć, jak bóg milongueros przykazał.

(M) Osky Casas

Naszym zdaniem najlepszy obecnie nauczyciele milonguero. Tańczy jak starzy wyjadacze, a uczy o wiele lepiej. Jedyne zastrzeżenie: kiedy na lekcję przychodzi niewiele par, staje się ździebko humorzasty.

(Estilo Balmaceda) Julio Balmaceda i Corina de la Rosa

Świetni tancerze i zasługujący na szacunek nauczyciele. Technika, której uczą, może się diametralnie różnić od tego, co głoszą inni nauczyciele. Ale działa! Julio bezpośredni do bólu, autor głośnej koncepcji „culo feliz”.

(S) Dante Sanchez i Ines Muzzopappa

Tegoroczni mistrzowie tango de salón. Nie jestem wielkim fanem jego sposobu poruszania się (jak na mój gust to mógłby choć czasem wyprostować którąś nogę), ale uczą diablo dobrze. Obecnie prowadzą grupę dla początkujących w szkole Copellego, przychodzi niewiele osób, lekcja ma więc charakter po części indywidualny. No i muchachos dopiero zaczynają uczyć, więc bardzo się starają. Poza tym nazwisko Ines podziałało na nas jak magnes.

(Estilo Paludi) Ezequiel Paludi i Geraldine Rojas

Dla wszystkich z powodu mitu Geraldine. Dla najśmielszych ze względu na trudność sekwencji, skąpe wskazówki udzielane przez prowadzących (radź sobie chłopak sam, skoroś już tu przyszedł! Staraj się mała!) i konieczność zademonstrowania własnych osiągnięć na środku sali (co kończy się przeważnie gromkim rechotem Geraldine: „no pa! Zobacz jak ona śmiesznie tą nogą rusza!”)

(N) Pablo i Dana

Przez pierwsze dwa tygodnie lekcji budzili w nas euforię. Później nam przeszło i poczuliśmy się trochę znudzeni. Tańczą rewelacyjnie, zawsze razem, doskonale zgrani, w przeciwieństwie do wielu nuevowców naprawdę muzykalni, każda zabawa rytmu, każda fraza oddana w tańcu, przełożona na ruch. Uczą raczej sekwencji na pokazy; nawet jeśli partner będzie umiał je bosko poprowadzić, to pewnie na świecie jest ze dwadzieścia partnerek, które temu wyzwaniu podołają (inni nauczyciele ze szkoły DNI, którzy potulnie chodzili na ich zajęcia, wykonywali rzeczone sekwencje trochę na słowo honoru). Duży plus za ćwiczenia przygotowawcze na początku zajęć. Nie są to zawsze te same wygibasy rozluźniająco-rozciągające, ale ćwiczenia dostosowane do programu danej lekcji (dotyczy to również innych nauczycieli ze szkoły DNI. Na marginesie dodam, że podobały nam się jeszcze lekcje milongi z Hektorem i Silviną).

(S) Andrés Laza Moreno

Solidny, elegancki salón bez specjalnych fajerwerków. Ale na bezrybiu i rak ryba. Przesadzam, facet jest naprawdę niezły. Uczył jednak sam, bez partnerki, co nawet największych mistrzów pozbawia uroku, zwłaszcza jeśli drugą połową ma być młodsza latorośl Disparich, a więc siostra Geraldine.

Serce aż rwie mi się do tego, by dopisać Sebastiana Achavala i Roxanę Suarez, którzy tańczą boski salón i z tego, co słyszałem, nieźle uczą, ale cóż robić, nigdy nie trafiliśmy do nich na zajęcia. Nie byliśmy też nigdy u Naveiry, Chicho ani u Horacio Godoya, ot los nie był dla nas łaskawy, wiemy jednak, że młodzi argentyńscy wymiatacze cenią ich bardzo wysoko. W światku nuevo prawdziwym kultem otaczają też Pabla Inzę, gdy ten produkuje się na parkiecie Practiki X narybek patrzy z rozdziawioną gębą i wzrokiem pełnym cielęcego zachwytu.

A CO SIĘ TYCZY NIEARGENTYŃCZYKÓW:

(S+M) Ney Melo i Jennifer Bratt

Bardzo mi się podoba ich taniec. Uczą też doskonale, skupiając się po pierwsze na muzykalności, po wtóre zaś na uprzyjemnieniu tańca: a w gruncie rzeczy o to w tym wszystkim chodzi! Bardziej wyrośnięta część Caminito przyznaje też dodatkowe punkty za perfumy Hypnotic Poison, którymi skrapia się Jenny.

Mamy nadzieję, że ktoś ich jeszcze do nas sprowadzi.

(M) Janek i Pola Woźniakowie.

Za opanowaną do perfekcji sztukę przekształcania lekcji tanga (a więc żmudnych i znojnych ćwiczeń) w pyszną zabawę. Dodatkowe punkty dla Poli za elegancję (która ani trochę nie maleje nawet w kontakcie ze słabszymi partnerami) i dla Janka za muzykalność i niespożytą wyobraźnię w wymyślaniu fajnych „kroczków”. Gdyby nie oni, pewnie byśmy zrezygnowali z tanga gdzieś po drodze.

Ocena nauczycieli ma nie tylko charakter subiektywny, ale też efemeryczny. Jedni nauczyciele doskonale uczą początkujących, inni średniozaawansowanych czy zaawansowanych. Niektórych nauczycieli uznawaliśmy za geniuszy powiedzmy trzy lata temu, warsztaty z nimi wynosiliśmy pod niebiosa, a teraz pewnie byśmy do nich nie poszli. Inni znów wydawali nam się kiedyś mało pomocni, a teraz bardzo nam się podobają.

Wracając do Buenos…

Niektórzy nauczyciele uczą w wynajętych salach lub przed milongami. Inni w szkołach tańca. Osobom, które znają hiszpański, choćby na poziomie tango-basic, odradzamy chodzenie do szkół nastawionych głównie na turystów, czyli przede wszystkim „Escuela Argentina de Tango”. Status pośredni mają „Tango Brujo” i DNI (z tego, co słyszałem, to także „La Viruta”, ale nie byliśmy tam na żadnej lekcji, więc się nie wypowiadam). Naszą ulubioną szkołą jest „Escuela Carlos Copello” przy ulicy Anchorena (pięćsetcośtam). Zdecydowana większość uczniów to Argentyńczycy. Nauczyciele prowadzą regularne kursy a nie cotygodniowe warsztaty (uczenie sekwencji tak jak to robią Argentyńczycy na wyjeździe). Sam Copello nie budzi we mnie płomiennego zachwytu, ale zatrudnia doskonałych nauczycieli (lepiej jednak omijać jego syna, Maxi Copellego).

Zdecydowanie polecałbym wszystkim lekcje dla początkujących lub średniaków. Na takich lekcjach można się naprawdę wiele nauczyć. Nawet jeśli tańczymy lepiej od innych uczniów, to nauczyciele poświęcą nam sporo uwagi. Lekcje dla zaawansowanych to przeważnie skomplikowane układy być może doskonałe na pokazy, ale mało przydatne na milongach. Nie dotyczy to Osky’ego – na jego lekcje dla zaawansowanych spokojnie mogą chodzić średniozaawansowani tancerze. Uwaga: lekcje dla początkujących w DNI są adresowane rzeczywiście do początkujących.

Dylemat lekcje grupowe czy indywidualne każdy musi rozstrzygnąć sam. W Polsce, gdy jakiś argentyński nauczyciel zostaje na dłużej, zazwyczaj śpiewa sobie za zajęcia grupowe po 50 złotych, czyli stówkę od pary. Za 150 zet tej samej parze udzieli lekcji prywatnej, więc grupowe świecą pustkami. W Argentynie rozrzut cenowy jest o wiele większy. Lekcja grupowa kosztuje od 10 do 15 pesos, natomiast prywatna od 100 do 160 (czasem odrobinę mniej, czasem więcej).

Najlepszy stosunek cena/jakość mają więc te zajęcia grupowe, na które przychodzi po kilka par. Szukajcie a znajdziecie!

I jeszcze jedno. Jak uczą się młodzi Argentyńczycy? Jeśli wierzyć ich deklaracjom ci, którzy złapali bakcyla, chodzą przez pierwsze dwa lata po 5 razy w tygodniu na zajęcia + niemal codziennie na milongi. Dziewczyny po tych dwóch latach przeważnie przestają chodzić na zajęcia (trudno się dziwić, tańczą już naprawdę świetnie), a faceci ograniczają się do dwóch lekcji w tygodniu u ulubionych nauczycieli, wolą chodzić na practiki i milongi. No i oczywiście szlifują umiejętności kiedy tylko mogą.

2 Odpowiedzi to “Nauczyciele”


  1. 1 t 3 marca, 2008 o 4:47 pm

    Ney & Jennifer pewnie uda się sprowadzić latem na jakieś krótkie warsztaty

  2. 2 mazaqq 4 marca, 2008 o 10:56 pm

    Chłopak podążający z filmu na plaży to Alejandro Hermida który jest świetnym tancerzem i nauczycielem milongi w Buenos Aires.


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s




Archiwum


%d blogerów lubi to: