Wiemy, drogi czytelniku, że zarzucasz nam gnuśność i opieszałość, zapewne podejrzewasz nas, niestety niesłusznie, o pozostałe grzechy główne; być może zaglądasz tu po to jedynie, aby potwierdzać, dzień po dniu, zasadność swoich nieprzyjaznych sądów, surowość wyroków, stosowność anatem i klątw. Faktycznie, zasłużyliśmy sobie na wszelkie możliwe złorzeczenia. Zaniedbujemy Cię okrutnie i nie ma dla nas przebaczenia.
Gdybyśmy władali językiem skrótu, od maleńkości ćwiczyli lapidarność stylu, śląc esemesy i komunikując się z bliźnimi za pomocą twittera, być może zdołalibyśmy przekazywać światu wieści z mniej haniebną nieregularnością. Sztuka ta jest nam jednak niedostępna. Aby oznajmić, że wszystko u nas w porządku potrzebujemy co najmniej czterech tomów In folio. A tymczasem nie mamy nawet chwilki, żeby wysłać pocztówkę do babci. Od rana do nocy orka. Pobyt na Kołymie to wczasy Club Med w porównaniu z naszym tu pobytem.
Ze łzami rozrzewnienia wspominamy nasz pierwszy wyjazd do Buenos (sześć lat temu, kto by pomyślał!). Umieraliśmy wówczas ze zmęczenia po trzech lekcjach dziennie. A teraz? Cztery to chleb powszedni, coraz częściej dociągamy do pięciu. Ze znajomymi (nietańczącymi, mamy tu i takich) możemy się umawiać jedynie na śniadania. O wyjeździe do Iguazu czy innych Mendoz nawet nie marzyliśmy, ale teraz sytuacja stała się naprawdę poważna: od tygodnia nie udawało nam się znaleźć czasu, żeby wybrać się do sklepu po płyty. Kasia przysypia na kanapce Comme Il Faut, udając że przymierza buty, zasypia w pół słowa podczas konferencji na szczycie poświęconych nowemu krojowi spodni na Avenida Santa Fe, utyka w połowie medialuny z dulce de leche.
Ogarnęła nas – silniej niż kiedykolwiek przedtem – lekcyjna gorączka. Głupie to, żałosne i śmieszne, ale boimy się cokolwiek przegapić, jakbyśmy wierzyli, że właśnie następne półtorej godziny obdarzy nas kluczem do kosmicznej zagadki tanga. No bo jak to? Zrezygnować z seminarium u Chicha (12h tygodniowo)? Z Balmacedy (3,5h a w przyszłym tygodniu dodatkowo 16h seminarium), z Godoya (6h), z Jose i Viky (3h), z Peralty (4,5, szczęściem jedna lekcja pokrywa się z Balmacedą, więc tylko 3h), z tango escenario z Pablem Giorginim i Noelią Coletti (2h). Z lekcji prywatnych z Ozgurem i Mariną czy z Fontim? Z seminarium Rodriga i Agustiny? Z Achavalem? Z Ceci? Naprawdę nie sposób. Wiemy, drogi Czytelniku, jak bardzo nam współczujesz i w pełni rozumiesz, w jak trudnej znaleźliśmy się sytuacji.
A jeszcze, wprawdzie nie codziennie, ale do białego rana, milongujemy!!! Ufff! Nasze czółka przy wyliczaniu wszystkich tych dystrakcji zrosił pot.
Na szczęście zostało nam już tylko tydzień tych wywczasów, bo byśmy ducha wyzionęli.
A więc spostrzeżeniami (w każdym razie tymi istotniejszymi) podzielimy się już chyba po powrocie. Chodzi nam po głowie pean na część Balmacedy i tekst o Godoyu (ale z tym ostatnim może zrobię wywiad zamiast tego). Kasia, jak zdrowie dopisze, podzieli się wrażeniami ze wspomnianych zajęć z escenario. Na więcej, kochani, nie liczcie. I nie oczekujcie, że wrócimy opaleni…
PS. Ale asadko i winko jeszcze nikomu nie zaszkodziło i ta myśl nas krzepi!