Archiwum dla Luty 2012

jesteśmy na wczasach

Wiemy, drogi czytelniku, że zarzucasz nam gnuśność i opieszałość, zapewne podejrzewasz nas, niestety niesłusznie, o pozostałe grzechy główne; być może zaglądasz tu po to jedynie, aby potwierdzać, dzień po dniu, zasadność swoich nieprzyjaznych sądów, surowość wyroków, stosowność anatem i klątw. Faktycznie, zasłużyliśmy sobie na wszelkie możliwe złorzeczenia. Zaniedbujemy Cię okrutnie i nie ma dla nas przebaczenia.

Gdybyśmy władali językiem skrótu, od maleńkości ćwiczyli lapidarność stylu, śląc esemesy i komunikując się z bliźnimi za pomocą twittera, być może zdołalibyśmy przekazywać światu wieści z mniej haniebną nieregularnością. Sztuka ta jest nam jednak niedostępna. Aby oznajmić, że wszystko u nas w porządku potrzebujemy co najmniej czterech tomów In folio.  A tymczasem nie mamy nawet chwilki, żeby wysłać pocztówkę do babci. Od rana do nocy orka. Pobyt na Kołymie to  wczasy Club Med w porównaniu z naszym tu pobytem.

Ze łzami rozrzewnienia wspominamy nasz pierwszy wyjazd do Buenos (sześć  lat temu, kto by pomyślał!). Umieraliśmy wówczas ze zmęczenia po trzech lekcjach dziennie. A teraz? Cztery to chleb powszedni, coraz częściej dociągamy do pięciu. Ze znajomymi (nietańczącymi, mamy tu i takich) możemy się umawiać jedynie na śniadania. O wyjeździe do Iguazu czy innych Mendoz nawet nie marzyliśmy, ale teraz sytuacja stała się naprawdę poważna: od tygodnia nie udawało nam się znaleźć czasu, żeby wybrać się do sklepu po płyty. Kasia przysypia na kanapce Comme Il Faut, udając że przymierza buty, zasypia w pół słowa podczas konferencji na szczycie poświęconych nowemu krojowi spodni na Avenida Santa Fe, utyka w połowie medialuny z dulce de leche.

Ogarnęła nas – silniej niż kiedykolwiek przedtem – lekcyjna gorączka. Głupie to, żałosne i śmieszne, ale boimy się cokolwiek przegapić, jakbyśmy wierzyli, że właśnie następne półtorej godziny obdarzy nas kluczem do kosmicznej zagadki tanga. No bo jak to? Zrezygnować z seminarium u Chicha (12h tygodniowo)? Z Balmacedy (3,5h a w przyszłym tygodniu dodatkowo 16h seminarium), z Godoya  (6h), z Jose i Viky (3h), z Peralty (4,5, szczęściem jedna lekcja pokrywa się z Balmacedą, więc tylko 3h), z tango escenario z Pablem Giorginim i Noelią Coletti (2h). Z lekcji prywatnych z Ozgurem i Mariną czy  z Fontim? Z seminarium Rodriga i Agustiny? Z Achavalem? Z Ceci? Naprawdę nie sposób. Wiemy, drogi Czytelniku, jak bardzo nam współczujesz  i w pełni rozumiesz, w jak trudnej znaleźliśmy się sytuacji.

A jeszcze, wprawdzie nie codziennie, ale do białego rana, milongujemy!!! Ufff! Nasze czółka przy wyliczaniu wszystkich tych dystrakcji zrosił pot.

Na szczęście zostało nam już tylko tydzień tych wywczasów, bo byśmy ducha wyzionęli.

 

A więc spostrzeżeniami (w każdym razie tymi istotniejszymi) podzielimy się już chyba po powrocie. Chodzi nam po głowie pean na część Balmacedy i tekst o Godoyu (ale z tym ostatnim może zrobię wywiad zamiast tego). Kasia, jak zdrowie dopisze, podzieli się wrażeniami ze wspomnianych zajęć z escenario. Na więcej, kochani, nie liczcie. I nie oczekujcie, że wrócimy opaleni…

 

PS. Ale asadko i winko jeszcze nikomu nie zaszkodziło i ta myśl nas krzepi!

warsztaty w Bielsku-Białej 16 – 18 marca

Zapraszamy na warsztaty z Tanga i Milongi zaraz po naszym powrocie z Buenos Aires !
W programie seminaria z tanga i milongi oraz zajęcia niespodzianka!

WARSZTATY Z TANGA: JAK TAŃCZYĆ LEPIEJ (OPEN-LEVEL)

Tańczymy od dziewięciu lat bez mała. Dobrze pamiętamy problemy i trudności, z którymi sami się borykaliśmy. Od ponad czterech lat prowadzimy regularne zajęcia kursowe. Od początku przyglądaliśmy się bacznie naszym uczniom (a także innym osobom przychodzącym na nasze praktyki, milongi i warsztaty), zastanawiając się, co sprawia im największe kłopoty. Szukaliśmy odpowiedzi na pytanie: jak można im pomóc najszybciej, najprościej i najskuteczniej się z tymi kłopotami uporać. Dlaczego tak trudno przejść od nieśmiałego dreptania do pełnego ekspresji ruchu? Co zrobić, żeby partnerowi/partnerce tańczyło się z nami przyjemniej? Czym jest muzykalność i jak ją kształtować? Jak, pracując nad techniką, nie tłumić zabawy i radości płynącej z tańca? Oparte na autorskim pomyśle czteroczęściowe warsztaty, na które serdecznie zapraszamy, są właśnie rezultatem tych doświadczeń i poszukiwań. Można się zapisywać na poszczególne zajęcia, ale zachęcamy do udziału w całym bloku warsztatów.

Tango I (Technika dla par) Postawa, objęcie, „podłoga – głupcze!”, komunikacja w parze, akcja i reakcja, swoboda w tańcu, sekwencja z sacadami.
Tango II (Voleos) Od techniki do zabawy, czyli wszystko (lub niemal) wszystko o voleos. Volea liniowe i obrotowe, zgodne z ruchem i w kontrze, w osi i poza osią, tradycyjne i nowatorskie.
Tango III (Kreatywność i improwizacja) Wzbogacanie swojego tańca prostymi metodami. Jak wykorzystać to, co już umiesz. Tworzenie własnych kroków i kombinacji. Rola partnerki. Improwizacja.

ZAJĘCIA DODATKOWE
Tango – Kształcenie słuchu Rzeczywiste słuchanie muzyki, rozpoznawanie jej rodzaju, muzyczna praca z ciałem, jak przełożyć muzykę na ruch, rozumienie „charakteru” poszczególnych orkiestr, rozumienie struktury muzycznej tanga, rytmy, zmiany dynamiki, synkopy.

WARSZTATY Z MILONGI (poziom otwarty, wymagana znajomość tangowych podstaw)

Przez kilka lat prowadziliśmy liczne warsztaty z milongi, zarówno w Warszawie jak i w innych miastach (między innymi w Bielsku Białej). Ponad rok temu zaczęliśmy też prowadzić regularne, kilkumiesięczne kursy milongi. Staramy się pokazać, czym milonga różni się od szybko tańczonego tanga. Przekazać charakterystyczny milongowy „swing”. Nawet dobrzy tancerze, którzy są go pozbawieni – wolą podpierać ściany, kiedy Dj puszcza Arrabalerę czy Reliquias Porteñas, a przecież na klasycznych potańcówkach 20-25% utworów to właśnie milongi! Co więcej taniec ten nie jest trudny, może nawet o wiele prostszy od tanga! Mamy nadzieje, że po naszych warsztatach nowicjusze przestaną się czuć onieśmieleni milongą, a wyjadacze (choćby uczestnicy poprzednich edycji naszych warsztatów) poznają nowe kroczki i utwierdzą się w przekonaniu, że taniec ten daje niezrównaną frajdę. Skupimy się na trzech podstawowych rytmach milongi, pokażemy jak szaleć nogami tak, aby nasze koszule (i kreacje) były zawsze suche.
Milonga I Milonga dostojna (lisa) i smaczki
Milonga II Przyspieszenia „traspie” i efektowne kombinacje.
Milonga III Wrzucamy czwarty bieg: przyspieszenia „barowe” i inne bajerki.

PROGRAM ZAJĘĆ

Piątek (16.03.2012)
18:30 – 20:00 – Tango I
20:15 – 21:45 – Milonga 1

Sobota: (17.03.2012)
11:00 – 12:30 – Tango II
12:45 – 14:15 – Milonga II

16:30 – 18:00 – Tango – zajęcia specjalne „Muzykalność”

Niedziela (18.03.2012)
11:00 – 12:30 – Tango III
12:45 – 14:15 – Milonga III

Wszystkie zajęcia mają charakter „open level” – zaczynamy od rzeczy prostych i przechodzimy do coraz bardziej skomplikowanych sekwencji. Zajęcia są więc dla każdego!!

CENNIK:
Pojedyncze zajęcia: 40 zł
Pakiet Tango: (Tango I-III) – 105 zł
Pakiet Milonga (Milonga I-III) – 105 zł
Zajęcia specjalne – 40 zł
Pakiet Tango + zajęcia specjalne – 130 zł
Pakiet Milonga + zajęcia specjalne – 130 zł
Fullpass (Tango I-III, Milonga I-III i zajęcia specjalne) – 200 zł

ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ LEKCJI INDYWIDUALNYCH (Wymagane wcześniejsze ustalenie)
Zapisy na tango-bielsko@o2.pl
Szczegóły na www.tango.bielsko.pl

ZAPRASZAMY!

DJ Ania!


W życiu zawsze jest koniecznym
By w rachunku ostatecznym
Mieć w zanadrzu coś takiego
Co pokaże wnet kolegom
Że gdy mieć receptę trzeba,
Gdy się odnajdziecie w biedzie,
Zamiast czekać gwiazdki z nieba
Można śmiało tak powiedzieć:

„Zawsze stawiam na pewnego!
Damy konia tu czarnego!”

W myśl powyższej dywagacji,
Zasadniczo nie bez racji,
Śmiem obwieścić: Mamy farta!
Świeczki gra ta będzie warta!
Bo koń czarny zagra w CoCo
Co to kartą gra dźwiękową
Która zamknie Twoje oko
I otworzy sferę nową!

Ikar podniebnego grania!!!
As z rękawa!!! – DJ ANIA!!!

Zapraszamy!
Kasiunia, Magdzia i Piotruś (KosiŁapciBoskie)

17:00-18:00 Praktyka
18:00-21:30 Milonga

Wstęp:

Praktyka 10 zł
Milonga 15 zł (do 19:00 – 10 zł)

z kartą caminito – 5
Zapraszamy!

zajęcia caminito od marca 2012

WTOREK 19.45 GRUPA JUŻ TAŃCZĄCA (ZACZYNAMY 13 MARCA)

Zajęcia przeznaczone są dla osób, które już tańczą przynajmniej od kilku miesięcy, ale również dla tancerzy średniozaawansowanych. Będziemy się skupiać na tych elementach, które, jak wynika z naszych obserwacji i doświadczenia, przysparzają najwięcej problemów i najbardziej utrudniają przejście od dreptania i katowania figur do swobodnej i eleganckiej improwizacji na milongach. Na każdych zajęciach pojawi się też nowy temat przewodni (volea, sacady, obroty, barridy, pauzy itd.). Będziemy pokazywać i omawiać podstawowe techniki wykonywania tych elementów oraz sposoby radzenia sobie z głównymi trudnościami z nimi związanymi, a więc zaproponujemy ćwiczenia poprawiające postawę, objęcie, równowagę, dysocjację, „skrętność”, świadomość ciała, komunikację w parze, rytmiczność, muzykalność… Osoby ambitne będą mogły zostać na następnych zajęciach, aby zmierzyć się z tym samym „tematem” na wyższym poziomie.

WTOREK 21.15 ZAJĘCIA TEMATYCZNE OPEN LEVEL

Na zajęcia te zapraszamy przede wszystkim tancerzy średniozaawansowanych i zaawansowanych. Każda lekcja poświęcona będzie konkretnemu tematowi (wprowadzonemu na lekcji z 19:45). Poznamy bardziej złożone, wymagające, niecodzienne, zaskakujące, efektowne czy zabawowe zastosowania omawianych elementów. Zobaczymy, jak nimi wzbogacać nasz własny improwizowany taniec.
Oczywiście zachęcamy do skorzystania z całego bloku tematycznego, a więc do uczestnictwa w obydwu uzupełniających się zajęciach jednego dnia.

CZWARTEK 19.45 GRUPA POCZĄTKUJĄCA
Od 8 marca 2012 zapraszamy na zajęcia z tanga dla (zupełnie) początkujących. Drodzy tancerze, Kuście, przekazujcie i udostępniajcie informację o kursie Waszym nietańczącym przyjaciołom. Zajęcia potrwają do 5 lipca. Wszelkie informacje można zdobyć na:
https://caminitopl.wordpress.com/2012/02/05/nowy-kurs-dla-poczatkujacych-od-8-marca-2012/

 

CZWARTEK21:15 ZAJĘCIA SPECJALNE (Miesięczne „seminaria”)

Na pierwszy ogień milonga dla już wtajemniczonych. Zapraszamy wszystkich uczestników dawnych edycji  naszych milongowych kursów. Krótkie przypomnienie, utrwalenie i dużo nowych bajerków. Cztery kolejne czwartki od 15 marca począwszy.

zapisy mailem: caminito@o2.pl

Ceny (oprócz grupy początkującej):
40zł pojedyncza lekcja
120 zł miesięcznie lub 375 za całość

Cena za udział w zajęciach dwóch grup: 200 zł miesięcznie lub 600 zł
za całość

Można też wykupić kartę Caminito (50 zł), która upoważnia między innymi do 10% zniżki na nasze kursy (oprócz grupy początkującej), do 20% zniżki na nasze specjalne warsztaty, do 5% zniżki na organizowane przez nas warsztaty z zagranicznymi parami i do 5 zł zniżki na wszystkie milongi i praktyki Comme il Faut. Karta ważna jest przez rok.

Latka lecą

Pan Kwaterko jak zwykle opisuje swoje stany ducha, co już dawno przestało interesować nawet jego najbliższą rodzinę, co dopiero mówić o światowych czytelnikach – a zwłaszcza czytelniczkach – caminitopl. Nie jesteśmy jakąś tam psychoanalityczną odmianą Pudelka, mamy szczytną misję do spełnienia, staramy się wychowywać, kształtować, kaganek oświaty nieść, czytelniczą żądzę wiedzy i poznawcze potrzeby zaspokajać. Poruszać sprawy fundamentalne, kwestie o  znaczeniu, nie bójmy się tego słowa  powszechnodziejowym. I tym się właśnie dziś, droga dziatwo, zajmiemy.

Kiedyśmy wylądowali za Wielką Wodą po raz pierwszy, moje krótkie spodenki wywoływały takie emocje, że – proszę wybaczyć mocne słowo – dziwki za mną gwizdały na ulicy. Wot i wuala! Za dawnych czasów Opatrzność pozwalała dziewczętom rozbierać się od góry, za to doprawdy tak śmiało, że widać było kolana, jak mawiała moja babcia. Nogi były natomiast absolutnym tabu, spódnica do kolan (po prawdzie z rozporkiem do ucha) na milo to jedenaste przykazanie tanguery, którego strzegła jak jastrząb matrona imprezy. A dziś, proszę bardzo – luz pas. Już dwa lata temu zauważyłam, że Noelia wywija z Chicho w la Viru w jeansowych spodenkach typu stringi owinięta jakąś błękitną firanką, budząc tym samym entuzjazm przedstawicieli płci obojga. Dziś pokaz w krótkich spodenkach lub mikrusiej falbance dookoła bioder to już sielanka i jakoś nie widać, żeby w stronę grzesznicy leciały cify i zgniłe alfajory (przedsmak nowej mody dała nam Gabi w Comme il Faut). I dobrze, ja i moja dłuższa połowa stanowczo jesteśmy za poszerzaniem obszaru widzialności, jak mawiał Rancière, również w sektorze długonożnym: przede wszystkim jawność!

Skoro już o  modzie mowa, na milo jak zawsze kolorowo, krótkie gatki i malusie opaski na biuście królują w miejscach typu Yeite albo la Viru, w Canningu ciągle jeszcze statecznie wkładamy pobożne spódnice, choć i tu rosyjskie jaskółki wiosnę czynią, a upały w zakresie mody męskiej przyczyniły się do niejakiego rozprzężenia:

Z babuchy w typie krok w kolanie już dawno myszy zrobiły sobie potrawkę, ale pojawiły się w to miejsce paskudne bryczesy, na których uroki śliczniejsza połowa caminito wykazuje na szczęście doskonałą odporność, brrrr…. Ciągle jeszcze dobrze się mają nieśmiertelne tuniki i bawełniane gacie. I wreszcie – nowość, warto się pokazać w stroju Pocahontas z pseudoetnicznymi malunkami Azteków i frędzlami wszędzie, wszędzie, można też  niespodziewanie odnaleźć się wśród gustownych ażurków i dzierganek, no to szydełko w dłoń! Ora et labobora! [W imieniu wszystkich chłopców urodzonych w dekadzie ’70, których wyobraźnię erotyczną kształtowały (oprócz filmu Pociągi pod specjalnym nadzorem, rzecz jasna) westymentarne preferencje co seksowniejszych cioć i matczynych koleżanek, w imieniu, jak rzekłem, tego wspaniałego pokolenia: ażurkom i dziergarkom mówię stanowcze tak! M.K.]

DJ Cezary!

  • Jak wieść niesie, CoCo znowu
    daje nam do przyjścia powód.
    A powodem zaproszenia
    Jest, bez żadnego wątpienia,
    DJ, co to wszystkich wokół
    Doprowadza do omdlenia!

    Któż to zatem?? Niech nie pyta!
    Niech pakuje swe kopyta
    I przybywa młody, stary!
    Bo muzyczne tu towary
    Będą przednie, jak to bywa
    Gdy nam gra DJ CEZARY!

    Wszyscy zatem pędźmy tłumnie
    Dzierżąc buty w worze dumnie,
    Kończąc łikęd, jakże krótki,
    I łikędu końca smutki
    Topmy w tańcu, a CEZARY
    Grał nam będzie piękne nutki!

    Zapraszamy!
    Kasiunia, Magdzia i Piotruś (KosiŁapciBoskie)

    17:00-18:00 Praktyka
    18:00-21:30 Milonga

    Wstęp:

    Praktyka 10 zł
    Milonga 15 zł (do 19:00 – 10 zł)

    z kartą caminito – 5
    Zapraszamy!

 

 

lato zaskoczyło drogowców

Wolałbym się podzielić z czytelnikami doniosłą  refleksją na temat kryteriów oceny muzyki puszczanej na milongach (złożyłem taką obietnicę przed wyjazdem),  już nawet przystąpiłem do redagowania rzeczonego tekstu; niestety,  Kasia bzdurnie mniema, że powinniśmy latać na 4 lekcje dziennie, w przerwach zaś ćwiczyć jakieś podniebne akrobacje miast wypełniać naszą prawdziwą misję, jaką jest, rzecz jasna, przytłaczanie czytelnika ciężarem naszych wiekopomnych i jakże gruntownych przemyśleń. Tak więc na razie, dziubasku, musisz się obejść smakiem i zadowolić się marną przystawką w postaci zgoła niesystematycznych i nieuporządkowanych uwag,  innymi słowy zwykłym pitoleniem.

A więc tak: lato znów zaskoczyło drogowców. Odkąd migrujemy tu na zimę  co roku nadchodzi dzień,  w którym zatroskani telewizyjni prezenterzy, ścierając batystowymi chusteczkami pot ze spracowanych i zatroskanych czół, oznajmią publice, że w mieście panuje upał, niespotykany od czasów, gdy po pampie wesoło kicały dinozaury. Jeszcze ani razu się nie zawiedliśmy, w tym roku mamy już tę przyjemność zaliczoną. Dwa dni te muy sensacion termica (czyli termiczne sensacje) wyniosły ponoć 40,3 stopni w skali pana Celsjusza. Piękny zaiste wynik! Lokalsi snują się smętnie ulicami, skamląc żałośnie o kawałek cienia: „Que calor insoportable!” – jęczą – co  wytrawny iberysta przełożyłby tak: „grzeje jak w Kieleckiem”.  Jeśli dodać do tego, że ulubionym sportem argentyńskiej braci jest podkręcanie  klimatyzacji (wciskają z zapamiętaniem pilota, usiłując osiągnąć 15 stopni, atoli wymarzony ów cel pozostaje  niedościgły: ekranik LCD nie chce wskazać mniej niż  18), a infrastruktura energetyczna przestarzała, nie trzeba  Edisona, by pojąć, dlaczego całe dzielnice pogrążają się systematycznie w egipskich ciemnościach, a muza na milongach milknie w najniestosowniejszych momentach.

Niedawno wróciłżem z techniki  dla kobiet „mujeres del tango”, gdziem się udał w nadziei udoskonalenia voleos (taki bowiem temat zapowiedziano). Okazało się, że jestem jedynym zakalcem w cieście, jedynym przedstawicielem męskiej fauny. Obok mnie w malutkiej salce  ćwiczyło 20 dzierlatek, z czego grubo (przepraszam za wyrażenie, wyjątkowo niestosowne w tym kontekście) ponad połowa z nich mogła się pochwalić fenomenalnymi wprost przymiotami (duchowymi zapewne również), których rozmiary były wprost odwrotnie proporcjonalnie  do ilości materiału zużytego na ich odzienie (panuje, jak się rzekło upał). Już samo to, przyznacie chyba,  wystarczyłoby z nawiązką, by na wiele dni pogrążyć w zamęcie najtęższego nawet filozofa. To jednak nie wszystko. Pod koniec zajęć  w przestrzeni, jak pamiętamy,  niewielkiej i chyba słabo wentylowanej, zaczął się unosić zapach przypominający charakterystyczną woń  szatni w technikum  sportowym. Tymczasem ja sam nie spociłem się jakoś szczególnie, na sali zaś innych cuchnących capów nie było. No wiec jak to? Cóż to a zagadka? Czyżby długonogie anioły miały gruczoły potowe? Niepodobna, a jednak. Mój światopogląd, uformowany we wczesnym dzieciństwie uważną lekturą romansów arturiańskich, legł w gruzach. Słowem, leżę i kwiczę.

[Pocenie się? Dziewczynki tego nie robią, cała ta obserwacja jest do chrzanu, musi upał spłatał Ci figla i dołożył się arcynieprzyjemną synestezją sensoryczną, było mnie zapytać, a nie farmazonami czernić ekran – K.]

By nie było, że o tangu ani słowa. Wczoraj byliśmy na stosunkowo młodej milondze (działa od września) ulokowanej  w pobliżu Gricel i Nino Bien, a więc daleko od naszego palermowego  gniazdka. Zwabiła nas ciekawość. Oto milonga organizowana przez… tangową orkiestrę. I to nie byle jaką, ale samą Misteriosę (primo voto Fervor de Buenos Aires). Tak zresztą nazywa się owa tajemnicza milonga.

Ściany kolorowe jak w Coco, podłoga zdecydowanie gorsza (pierwotnie cementowa posadzka nienadająca się do tańczenia, położono na niej jakieś szczepione utwardzane tektury, które sprawdzają się nienajgorzej, ale w konfrontacji z parkietem w Canningu musiałyby spłonąć ze wstydu). Najważniejszy jest jednak cotygodniowy występ Misteriosy, moim zdaniem najlepszej współczesnej kapelki tangowej. Stroną taneczną wydarzenia zajmują się Bruno i Mariangeles ściągając co tydzień parę dającą pokaz. Wczoraj był to mały  Rodriguez z nową partnerką, Natashą Lewinger. Oto próbka.

DJ Jarek!

 

Tydzień za tygodniem leci:
Pierwszy, drugi, teraz trzeci,
Odkąd Gospodarze mili
Opuścili z Coco dzieci 😦

Wszyscy płaczą, wszyscy łkają,
Żyły tną, depresję mają,
Ale KosiŁapciBoskie
Na to już receptę dają!

Otóż dzieci! Dziatwo droga!
Przestań płakać już, na Boga!
DJ JAREK tak nam zagra,
Że aż drżeć będzie podłoga!

Na osłodę gorzkiej chwili
Gdy Kwaterki nam wybyli,
Taki właśnie jest podarek:
Będzie grał nam DJ JAREK!

Zapraszamy!
Kasiunia, Magdzia i Piotruś (KosiŁapciBoskie)

U W A G A!!!

Tej niedzieli, z przyczyn obiektywnych (w postaci faktu, iż sala niedostępną jest) niestety N I E B Ę D Z I E P R A K T Y K I!!!!

Niemniej jednak, zapraszamy na milongę! Jak zwykle 18:00-21:30

Wstęp:
Milonga 15 zł (do 19:00 – 10 zł)

z kartą caminito – 5

Zapraszamy!

Nowy kurs dla (zupełnie) początkujących od 8 marca 2012

Od 8 marca 2012 zapraszamy na czwartkowe  zajęcia z tanga dla (zupełnie)  początkujących. Lekcje będą się odbywać w budynku  Teatralnym SP85 przy ul. Narbutta 14  w godzinach 19:45-21:15

Kliknij tu, aby zobaczyć fotostory „jak trafić”

Zajęcia potrwają do 5 lipca.

Cena: 100 zł miesięcznie (4 lekcje)  lub 320 zł za całość  (16 zajęć – 80 złoty taniej przy tej formie opłaty!).

Zapisy oraz dodatkowe informacje na caminito@o2.pl;  691-52-45-57; 695-61-28-33 (uwaga, do 5 marca jesteśmy w Buenos Aires, nieosiągalni telefonicznie, przed tą datą prosimy o kontakt mailowy).

Uprzejmie prosimy o przynoszenie na zajęcia obuwia na zmianę. Zalecamy buty na podeszwie skórzanej lub zamszowej (więcej informacji na ten temat na pierwszych zajęciach).

O nas: Tańczymy razem od 8 lat. Uczyliśmy się u najlepszych instruktorów w Polsce i w Europie. Pięciokrotnie wyjeżdżaliśmy już na intensywne, półtoramiesięczne, treningi do Buenos Aires, gdzie uczestniczyliśmy w warsztatach i lekcjach grupowych oraz prywatnych u najwybitniejszych mistrzów tanga. Od pięciu  lat prowadzimy w Warszawie regularne zajęcia kursowe i specjalne warsztaty na wszystkich poziomach zaawansowania. Prowadzimy też warsztaty weekendowe w innych Polskich miastach (Kraków, Bielsko-Biała, Olsztyn), występowaliśmy  z pokazami i prowadziliśmy warsztaty na dwóch międzynarodowych festiwalach tanga (Wilno, Ryga). Co niedziela organizujemy milongę i praktykę Comme il Faut (obecnie w klubie Coco de Oro przy ul. Potockiej 14). Mateusz, jako tangowy DJ, puszczał też muzykę na największych festiwalach w Polsce, na sylwestrowej milondze we Wiedniu i na najlepszej milondze w Berlinie. Kasia prowadzi cieszące się wielką popularnością zajęcia z techniki dla kobiet.

rękopis znaleziony w musztardzie

Witaj mój blożku, stary wierny druhu, mruczący przyjacielu. Od lat się do mnie łasisz, strawy bogatej  łaknąc, za intelektualnymi biesiadami tęskniąc, do dawnych sympozjonów  wzdychając, a ja, z niegodziwej przewrotności, mentalnego kalectwa czy w  lenistwa bezsile karmię cię – sporadycznie  zresztą – mdłą leguminą ogłoszeń, papką zapowiedzi, botwinką zaproszeń na warsztaty… Wybacz, blożeczku kochany, wyrozumiałość okaż, łaskawco. W stolicy przetwórstwa wołowego jesteśmy już po raz piąty. Rutyna to słowo zbyt mocne, trudno jednak ukryć, że minęły bezpowrotnie czasy, gdy wszystko wydawało nam się nowe, świeże, jak ciepłe bułeczki pachnące, o natychmiastowy opis się dopraszające, lawinę refleksji i strumień myśli wzbudzające. Cóż nam dziś zostaje? Zabawa w „znajdź siedem różnic”, skrzętne odnotowywanie szczególików, pusta kronikarska sumienność , żmudne protokolanctwo? A fuj!

A może jednak?  Sumienne śledzenie mikroskopijnych  choćby zmian, najlżejszych fluktuacji,   najdrobniejszych wahań – oto droga godna prawdziwego naukowca.  Czyż Darwin zbudowałby swoją wielką teorię ewolucji, gdyby wzdragał się przed porównywaniem dziobków i upierzenia skrzydlatych obsrańców z wysp Galapagos? Arystoteles z fresku Rafaela przypomina koledze Platonowi, że  filozof godny tego miana nie może bujać w obłokach, winien stale nużać się w prochu codzienności. Choćby po to, by dostrzec i podnieść z ziemi zgubiony przez kogoś obol.

Obole… Nimi się właśnie zajmiemy w tej pierwszej odsłonie tegorocznego dzienniczka podróży.    Wieść gminna niesie a zięby (Darwina) ćwierkają, że dzięki dobrodziejstwom Lufthansy w lutym i marcu nasi rodacy planują zmasowany najazd na stolicę kalabasy. Polak zaś, choć po  sarmackim mieczu  odziedziczył naturę hulajduszy, hulaki  i niepoprawnego rozrzutnika, chłopskiej kądzieli zawdzięcza oszczędność, nieufność, chytrość i ogólne liczykrupstwo.  Oto więc temat, który wzbudzi zapewne największe zainteresowanie i zapewni nam należytą poczytność.

Dobrych nowin zasadniczo nie mamy. W ciągu ostatnich dwóch lat wszystko podrożało.  Niektóre rzeczy bardzo! Ponieważ inne nie podrożały aż tak, niektóre zaś pozostają nadal wyraźnie tańsze niż w sercu bliskiej ojczyźnie,   nie w ciemię bity rodak może tu prowadzić egzystencję, którą nie przyniesie wstydu swoim plebejskim antenatom.

A więc: rezygnujemy z restauracji. Skubane zrobiły się o wiele droższe niż w Warszawie (że o Krakowie, Wrocławiu  czy innym Grójcu nie wspomnę). Ochłapki mięska dla dwóch osób podlane  czymś na kształt wina w czymś co nie przypomina  dworcowej poczekalni we Włoszczowej to wydatek rzędu 120 zł. Minimum.  Pięć lat temu taki sam obiadek kosztował nas  złotych 30, co mówi samo za siebie.

Nie mamy wątpliwości, że tutejsi restauratorzy sprzysięgli się (pewnie z Tuskiem i Ruskiem), żeby wystrychnąć na dudka rodaka znad Wisły. Ale nie z nami takie numery, Bruno! Zorganizowaną gastronomię  poddajemy zdecydowanemu bojkotowi. Gotujemy w domu. Jeśli na wyposażeniu rzeczonego domostwa nie ma patelni grillowej nabywamy takową (cena od 60 zł w górę, drogo, ale pies ich trącał). Najlepiej kupić najtańszą, drogie i tak zaczną rdzewieć zanim zdążymy je donieść do domu (że o posmarowaniu oliwą nie wspomnę). Następnie udajemy się do rzeźnika. Tak: do rzeźnika.

W odróżnieniu od stosunków ekonomicznych panujących nad Bugiem tu im większy sklep tym droższy. Najtaniej jest w małych i delikatnie mówiąc niezbyt schludnych  warzywniakach, sklepikach mięsnych, z nabiałem  itd. Średnie ceny zapłacimy w średnio-czystych supermarketach, największe wydatki czekają nas zaś w hipermarketach, no ale jak ktoś chce się pławić w luksusie  i nie lubi widoku owadów z gatunku  zażelaznobramskiego biegających po regałach to już jego  broszka. U rzeźnika kupujemy więc  mięso nadające się na patelnię (plancha). Choćby odezwała się w  nas niebieska krew i kazała wybrać najdroższe lomo, porcja dla dwóch średnio żartych osób nie przekroczy raczej 25 zł. Do tego sałata, pomidor (jakieś grosze). I mamy bardzo smaczny, pożywny i tani obiadek. Szarpnijmy się jeszcze na jakiegoś Malbeca za dwie dychy (droższe też śmierdzą dębiną, tańszy mógłby się okazać niebezpieczny dla zdrowia) , żeby pożenić drzemiącego w nas Pawlaka z szalejącym w nas Kmicicem.

Et voila! Jak rzekłby kolega Achaval.

Zaraz, zaraz…  – przerwie nam w tym momencie Janusz T. lub inny wytrawny smakosz – sałata bez winegreta, wała sobie z nas robicie? Słusznie.

Cytryna i oliwa nie stanowią problemu (Argentyńczycy zrozumieli wreszcie, że rzepak może doskonale się  nadaje do napędzania traktorów, jeśli jednak chodzi o pozyskanie ciekłego tłuszczu roślinnego to są lepsze od niego surowce), z musztardą jest nadal tragedia i dramat  iście szekspirowski. Wprawdzie w tutejszych sklepach – lepszych – można kupić diżońskie musztardki (np. „Maille”), ale kosztują one 5 dych i smakują jak sarepska (identyczne a kupowane w  Warszawie kosztują wprawdzie  tylko 12 zł, ale ostatnio smakują tak samo!). Francuzi mają ten przykry zwyczaj, że sprzedając swoje markowe towary za granicę, bez wahania dostosowują je do – niezbyt wyrobionego, powiedzmy to sobie franchement – gustu tubylców.  Oszczędny, ale nie pozbawiony fantazji i smaku polaczyna nie ma więc innego wyboru  jak  lecieć do Argentyny przez Paryż i tam w duty free wepchnąć ukradkiem pod kontusz solidny antał  jakiejś  Moutarde de Meaux „Pommery”.

ciąg  dalszy nastąpi….


Archiwum