Posts Tagged 'Pablo Rodriguez'

Subiektywny RANKING

A gdzie ranking nauczycieli – pytacie. I słusznie. Obiecane było, pieniądze zainkasowane i przepite, trzeba się wywiązać.

Problem polega na tym, że rok temu taki ranking już opublikowaliśmy, powzdychaliśmy wyczerpująco i szczegółowo, dziś wypadałoby napisać wszystko na odwrót, żeby szanownej publiczności nie zanudzić, ale furda fidrygałki i figliki: prawda, całą prawda i tylko prawda, Wysoki Sądzie.

Zacznijmy od tych, u których uczyliśmy się najwięcej i którzy przypadli nam do gustu najbardziej. W tym roku z trudem okiełznaliśmy wrodzoną nam ciekawość poznawczą, naturalną dociekliwość, wreszcie chęć zaimponowania czytelnikom jakimiś nowymi nazwiskami, które winny nas pchać do jakichś małych i obskurnych sal na dalekich przedmieściach Buenos Aires. Ograniczaliśmy się – niczym inżynier Mamoń – do znanych i lubianych

Jose i Viky
Z tej pary jesteśmy po macierzyńsku dumni, bo to rzeczywiście nasze odkrycie. Chodziliśmy do nich dwa lata temu, kiedy jeszcze niewiele osób o nich słyszało, ba, zamieściliśmy pierwszy filmik z ich pokazem! Łza się w oku kręci! Pierwsze kroczki w You Tube. Zarówno ich jak i nasze, ale oni na tym nie poprzestali! Od tego czasu stali się do obrzydliwości popularni. Nic dziwnego. Ich zajęcia są idealne dla zwykłych śmiertelników. Idziesz pan na taką lekcję, wynosisz z niej nie tylko parę świetnych technicznych wskazówek, ale także nowy fajny kroczek. Rzecz jedyna w swoim rodzaju: trzy miesiące później nie tylko dalej go pamiętasz, ale w dodatku robisz! Na milongach! Często! A pół roku później przypominasz sobie jeszcze kilka modyfikacji, które pokazywał imć José i wzbogacasz swój repertuar. W każdym razie tak właśnie ma Mateusz. A gdy idzie do, dajmy na to, Pabla i Dany, to choćby pod koniec lekcji potrafił wyczynić z partnerką z grubsza to, co tam każą, to już nigdy później tego nie wyczyni (ba, podejrzewam, że nie udaje się to nawet innym nauczycielom zatrudnionym w DNI, w każdym razie na lekcji im nie wychodzi!). Zajęcia José i Viky mają jeszcze jedną zaletę. Oparte są na bardzo prostym, ale genialnym pomyśle. Najpierw pokazują jakiś skromniusi układzik, na tyle tradycyjny, że nawet rodzimi Iks i Zet nie mogliby się przyczepić. Dopiero później zaczynają to „uorganiczniać” i wydziwiać (tak iż nawet naszemu Igrekowi by się spodobało). Dzięki temu z lekcji skorzysta zarówno osoba średniozaawansowana, jak i zaawansowana. Zarówno fanatyczny obrońca tradycji, jak i awangardowy piewca tangowej nowoczesności. Pewnie dlatego w tym roku na lekcjach Josego i Vikiego w Canningu było czasem po 30 par. Więcej niż u Pabla i Dany! Wreszcie w odróżnieniu od większości argentyńskich nauczyli J&V przez całe zajęcia biegają po sali i poprawiają ludzi. Próbują z nimi. Dotykają ich! Ba, zaangażowali nawet kilku asystentów do pomocy bardziej początkującym.
Last but not least Jose i Viky to naszym zdaniem najsympatyczniejsi przedstawiciele argentyńskiej tangowej fauny.

W tym wypadku zresztą blogowa konkurencja podziela nasze zdanie:

Czarnotki (czyt. wpis z 18 kwietnia 2009)

Sebastian Arce i Mariana Montes
To właściwie jedyne nasze tegoroczne odkrycie. Słowo odkrycie brzmi oczywiście śmiesznie w kontekście tej pary – w końcu jednej z najsłynniejszych. Cóż, nigdy wcześniej nie byliśmy u nich na lekcji. W tym roku prowadzili „zajęcia otwarte” w Buenos po raz pierwszy od ośmiu lat. Było to „seminarium” – 2x2h dziennie przez tydzień. Właściwie powinniśmy te zajęcia zjechać. Arce z Montes uczyli elementów nad wyraz przestrzennych w małej, wielce zatłoczonej salce. Ćwiczyło się więc bardzo ciężko. A jednak były to jedne z lepszych zajęć w boskim Buenos. A i M, jedni z najlepszych lub po prostu najlepsi tancerze tanga, mają wszystko doskonale przemyślane i potrafią to znakomicie przekazać. Zazwyczaj argentyńskie pla-pla-pla na temat tego, czym jest, a czym nie jest tango wydaje nam się średnio interesujące. Tymczasem ogólnotangowe dygresje Arcego były bombowe. Z jego twierdzeniami (jak choćby takim, że w tangu nie chodzi o komfort) można się zgadzać lub nie, ale nie sposób ich zbyć wzruszeniem ramion. Nikt nie zbywał, całe Tango Brujo z Torellim i Sametband, pół DNI oraz przedstawiciele innych słynnych szkół tudzież indywidualni nauczyciele grzecznie słuchali, co im A i M prawili. A mówili rzeczywiście ciekawie o objęciu w tangu. Kierunkach, orbitach i innych kosmicznych sprawach (skądinąd zdaniem nieskłonnej do egzaltacji Kasi Arce to „najlepsze abrazo w Buenos” cokolwiek to znaczy).

Julcio Balmaceda i Corina de La Rosa
Tym razem to nie odkrycie, ale odkrycie ponowne i zaskakująco odświeżające. U Balmacedów już parę razy byliśmy, ale choć wydali nam się wówczas sympatyczni (charyzmatyczni?), nie doznaliśmy specjalnych olśnień. Tak więc rok temu mieliśmy zawsze coś lepszego do roboty niż pójście do nich na lekcje. Tym razem postanowiliśmy spróbować ponownie i był to strzał w dziesiątkę. To jedna z naprawdę nielicznych znanych nam par (druga to oczywiście Pablo i Noelia) łącząca dwie świetne rzeczy: tradycyjną estetykę i całkowicie nowoczesną technikę tańca. Tak, tak, Julciowi pod wieloma względami bliżej do młodzieniaszków w śmiesznych portkach niż do „starych milongueros”. No i Julcio choć bywa apodyktyczny, to raczej nie ściemnia. Mówi prosto i uczciwe: „można to też zrobić tak a tak, ale jak dla mnie to wygląda paskudnie”.
Z Coriną tworzą wybuchowy duet. Jedyny minus za cenę lekcji prywatnych: jakieś 80 czy 100 euro w Buenos Aires! Nie skorzystaliśmy.

Cecilia Garcia

Jej zajęcia w Tango Brujo (z rozmaitymi partnerami) to, naszym zdaniem, najoryginalniejsze i najciekawsze zajęcia w Buenos. Jak wyglądają takie ćwiczenia z „conceptos creativos” czy innej „tecnica corporal”? Przez pierwsze 45 minut wyrabiamy pod jej dyktando rozmaite dziwactwa, coś jakby pomieszanie zajęć ze świadomości ciała z kółkiem teatralnym, zakładem dla psychicznie chorych i ogólnym obwąchiwaniem i obmacywaniem innych dzieci na sali. Przez te pierwsze 45 minut ludziska są trochę speszone, chichoczą nerwowo, chowają się po kątach, zastanawiają się, co to ma wspólnego z tangiem, zerkają co chwilę na zegarek. W pewnym momencie blokady puszczają! Następuje 20 minut sodomii z gomorją, wszyscy tarzają się po ziemi, czują się wielkimi artystami i robią cuda nie widy. Na koniec następuje powrót do tanga. I nagle okazuje się, że można robić rzeczy, o których wcześniej nawet by się nie marzyło. Dzięki niej zahukany niemiecki księgowy czuje w sobie dumę patagońskiego gaucza czy moc innego Inczuczuny. Słowem, Cecylia to pani nie tylko od ciała, ale również od duszy. Walczy nie tyle z hamulcami cielesnymi uczniów, ile przede wszystkim z ich blokadami psychicznymi. I robi to bardzo skutecznie. Ad maiorem tango gloriam.

Sebastian Achaval i Roxana Suarez
Niestety, nie byliśmy u nich na lekcjach grupowych (zaczynali zajęcia dopiero od kwietnia), ale lekcje prywatne dają świetne. Po pierwsze, czuć, że naprawdę zależy im na tym, żeby delikwentom pomóc. Po drugie nie próbują cię na siłę zmieniać ani upodabniać do siebie, poprawiają sposób, w jaki już tańczysz. A to zupełnie inne rzeczy. Często po wydaniu iluś tam setek pesos biedny partner (podkreślam partner, z partnerkami jest inna para zelówek) tańczy tak samo źle jak przedtem, ale w stylu zbliżonym do właśnie wzbogaconego nauczyciela. Sensowne efekty pojawiłyby się może po paru miesiącach takiej pracy z mistrzem, gdy jednak chodzi o parę lekcji jest to podejście naszym zdaniem nienajlepsze.
Drugą ich zaletą jest to, że tańczą przepiękne tradycyjne tango salon (naszym zdaniem w tej konkurencji są trudni do pobicia, no może Pablo i Noelia dotrzymują im kroku). I choć można się uczyć wszystkiego, najdziwniejszych nawet hopsiupów, naprawdę warto raz na jakiś czas wrócić do korzeni. Kasia twierdzi, że z Sebastianem płynie się mięciutko jak z kaczuszką po la Placie, chociaż bogiem a prawdą to po la Placie pływają głównie butelki po coli. Na to porównanie się jednak stanowczo nie zgadza.

Pablo i Noelia
To żadne odkrycie. Polowaliśmy na nich rok temu, udało nam się ich sprowadzić do Polski, no i teraz też do nich wiernie łaziliśmy. Tańczą przepięknie, mają własną, szalenie interesującą technikę tango salon (określmy ją dość umownie jako przekładanie wszystkich ruchów linearnych na cyrkularne), brylują również w milonguero, no i potrafią świetnie uczyć. Byliby nauczycielami idealnymi, gdyby nie jeden drobny minusik i jeden ogromniasty minuchol. Minusik to fakt, że na lekcjach grupowych podchodzą do najbardziej nawet zagubionego delikwenta dopiero wtedy, gdy ów ich o to poprosi. Skądinąd w Argentynie to dość typowe podejście (czy raczej podejścia brak). Nam to specjalnie nie przeszkadza, gdyż mamy doktorat z namolności. Łapiemy gwiazdy za rękaw (szyję, łydkę i inne części ciała, tylko proszę wyobraźnię szanownych czytelników, aby się zanadto nie egzaltowała) i nie puszczamy nim nam wszystkiego nie wyłuszczą. Minuchol jest za lekcje prywatne. Uwaga, lekcje są świetne, najlepsze jakie mieliśmy. Ale umówienie się z takim Pablem zakrawa na cud. A to nie może, a to w ostatniej chwili przełoży, a to po prostu zapomniał i się nie zjawił, a to Maradona rzucił mu się na głowę i chłopiec poszedł w futbolowy cug. Słowem uczą rewelacyjnie, ale działają człowiekowi na nerwy!

***

Otrzymujemy dziesiątki tysięcy listów z wybitym grubymi wołami pytaniem: u kogo się uczyć?
Nie chcemy tworzyć recepty dla każdego, bo znaczyłoby to strzelić panu bogu w okno. Dla nas jednak idealny zestaw wygląda tak: lekcja prywatna u Pabla i Noelii (nieodwołana!), grupówka z Josem i Viky, technika u Cecylii. Po trzecim wybryku P&N przerzucamy się bez wielkiego żalu do Sebastiana i Roxany. A do tego od czasu do czasu fundujemy sobie „seminaria” z Balmacedami i Arcem/Montes. Ach, marzenia…

Nie myślcie jednak, że nawiedzaliśmy wyłącznie wspomnianych mistrzów. O Chichu oraz Pablu i Danie wspomnieliśmy wcześniej. Zaszczyciliśmy naszą obecnością zajęcia Federica Naveiry i Inez Muzoppapy. Dwa kontrasty: ona rezolutna i żywiołowa. On ze wzrokiem do środka (jak u Holoubka), kontaktujący się ze światem przez szybkę. Ona w typie grzecznej bibliotekarki z ośrodka kultury, on mały miś. Tańczą wyśmienicie, Inez niesamowicie uczynna, zangażowana, z sensownymi uwagami, on lewituje gdzieś w chmurach. Ale może miał gorszy dzień. Tańczą tak klawo, że damy jeszcze kiedyś chłopakowi szansę.

Taką powtórną szansę polski naród dał Fabianowi Peralcie, który skwapliwie z niej skorzystał. Pokazywał rzeczy bardzo fajne, z rosnącym stopniem trudności (pod koniec lekcji mocno jednak odjeżdżał!). Kasia kiedyś kręciła nosem na jego partnerkę, tym razem potulnie pod jej kierunkiem machała nóżką i układała stópkę.
Swoje pięć minut mieli także Pablo Inza i Gaston Torelli w nowych składach (panowie zamienili się partnerkami a może odwrotnie), tym razem podobali nam się znacznie bardziej niż w zeszłym roku, strach pomyśleć, co będzie, gdy jeszcze raz wyjedziemy do Buenos. Mateusz będzie machał głową na wszystkie strony jak Inza, a Kasi wyrosną nogi jak Moirze. I tym optymistycznym akcentem…

Info

Uaktualnienie poprzedniego wpisu:

Warsztaty i techniki z Pablem i Noelią (czwartek, poniedziałek, wtorek) będą się odbywały przy ul. Miedzianej 11 (Akademia Sulewskich).

Czwartek 16 o 19:00 Dodatkowa technika dla kobiet. O 20:40 warsztat salon/milonguero

Poniedziałek 20 – 20:30 Technika dla kobiet i technika dla panow (2 osobne grupy)

Wtorek 21 – 20:30 Milonga traspie

Kliknij, żeby zobaczyć MAPKĘ:

Natomiast zajęcia seminaryjne (piątek 19:00-22:00), sobota 12:00-14:00; 16:00-18:00), niedziela 12:00-14:00) – w Szkole Stenotypii i Języków Obcych przy ul. Ogrodowej 16 (wejście od Dobrzańskiego, na wysokości Ogrodowej 8 )

UWAGA! Ze względu na duże zainteresowanie organizujemy dodatkowe zajęcia z techniki dla pań w czwartek o godzinie 19:00 (też na Miedzianej).

A już w najbliższy piątek wznawiamy nasze zajęcia kursowe przy Ogrodowej 16.

18:45-20:15 Poziom 1-2

20:15-21:45 Poziom 3

Zajęcia Grupa 1-2 o godzinie 18:45; Grupa 2-3 o 20:15.

UWAGA: Ze wzgledu na seminarium z Pablem i Noelią w piątek 17 października nasze zajęcia są odwołane. Zapraszamy 24 X.

Zapraszamy!

Warsztaty z Pablem Rodriguezem i Noelią Hurtado

Uwaga! Zeby dowiedziec sie, gdzie i kiedy odbywaja sie zajecia warsztatowe, seminaryjne oraz techniki, prosze kliknac tu.

Na warsztaty i seminarium miejsc już nie ma. Pozostaly pojedyncze na dodatkowa technike dla kobiet (czwartek  16 o 19:00) i na technikę dla panów w poniedziałek (20 o 20:30).

Poniżej aktualne (23 IX) ceny oraz harmonogram zajęć z Pablem Rodriguezem i Noelią Hurtado, tancerzami, których przedstawiać nie trzeba: wielu uważa ich, na podstawie filmików z pokazów, za jedną z najładniej tańczących par. My widzieliśmy ich na żywo i u nich się uczyliśmy, możemy tylko potwierdzić tę rozpowszechnioną opinię: tańczą fenomenalnie, a ponadto doskonale uczą. Zresztą wszyscy, którzy nas znają, wiedzą, że mamy na ich punkcie niezłego hopla, więc cokolwiek byśmy nie napisali, obiektywizmu nie będzie w tym za grosz. Najlepiej rzućcie sami okiem na filmiki (te i inne) i wyróbcie sobie opinię.

16-21 października:

Czwartek(16 października): 20:30-22:00 Warsztat 1: Tango de salon a tango milonguero

Piątek (17 października): 19:00-22:15 Seminarium dla zaawansowanych: Tango de salon – Villa Urquiza (łącznie 9 godzin zegarowych)

Sobota 12:00-14:00 i 16:00-18:00 Seminarium (jak wyżej)

Niedziela 12:00-14:00 Seminarium (jak wyżej)

Godzina 20:00 pokaz Pabla i Noelii w Comme il Faut

Poniedziałek (20 października): 20:30-22:00 Technika dla pań i technika dla panów (dwie oddzielne grupy)

Wtorek(21 października): 20:30-22:00 Warsztat 2: Milonga traspie.

Zapisy (pominąwszy technikę) tylko w parach i mailem: caminito@o2.pl

Na wszystkich zajęciach warsztatowych i seminaryjnych obowiązuje limit – 13 par.

Na technice – 20 osób.

Ceny:

Full pass (9×1,5h + wstęp na milongę) – 520 zł

Seminarium dla zaawansowanych* – 400 zł (-10% dla gości spoza Mazowsza)

2 warsztaty + technika – 160 zł

2 warsztaty – 120 zł

Pojedyncze zajęcia (warsztat lub technika) 65 zł

Uwaga: ceny obowiązują do 5 października. Później będą wyższe o 15%.

*Na seminarium dla zaawansowanych nie ma już miejsc.Można się zapisywać na listę rezerwową.

Nauczyciele

Dwa pobyty w Buenos Aires i rozmaite warsztaty w Polsce i zagranicą pozwoliły nam się zetknąć z kilkudziesięcioma parami nauczycieli. Większość z nich pogrzebaliśmy w mrocznych zakamarkach niepamięci. Zdarzali się poprawni… i przeciętni. Na szczęście spotkaliśmy też „maestros”, którzy wywarli na nas silne wrażenie, chcielibyśmy ich przeto polecić.

Wpierw jednak pozwolę sobie na pewną uwagę natury ogólnej na użytek laików.

Tango Argentyńskie wywodzi się z miejskiej tradycji ludowej. Z tego też względu nie ma jakiejś jednej specyficznej techniki i nie jest ściśle skodyfikowane. Milena Plebs w styczniowej „Tangaucie” przytacza znamienną anegdotkę: „Przed dwudziestoma laty Miguel Zotto zaprosił grupkę uznanych nauczycieli i milongueros do klubu Sin Rumbo. Pragnął wraz z nimi skodyfikować ten taniec, opisać rozmaite salidas, rozwinięcia i zakończenia (resoluciones), aby ujednolicić proces nauczania. Okazało się to niemożliwe, ponieważ każdy bronił własnych rozwiązań”. Mamy więc tyle postaci tanga argentyńskiego, ilu tańczących, choć oczywiście, jak dodaje Plebs, można wyróżnić główne kierunki czy nurty.

Obecnie te główne kierunki to milonguero, salón i nuevo (oraz ich rozmaite kombinacje). Same nazwy są wprawdzie problematyczne i Argentyńczycy toczą na ich temat zaciekłe boje, ale nie ma sensu wdawać się w ten spór (niebawem przedstawimy zresztą uczoną rozprawkę p.t. „Style tanga w obrazkach”, która, miejmy nadzieje, rozwieje wątpliwości naszych czytelników).

W każdym razie każdy aficionado tanga, szukający nauczyciela, musi mieć te różnice na uwadze.

(M) Jeśli trafimy do nauczyciela milonguero, możemy być pewni, że to, czego się nauczymy, będziemy mogli z powodzeniem zastosować na milondze (jeśli nie będzie to milonga alternatywna!). Z drugiej strony istnieje poważne ryzyko, że nauczyciel uczyć będzie według schematu: „patrzcie, jak ładnie tańczę, jakie szybkie i fajne kroczki stawiam i róbcie to samo”. Przy czym co chwila pokazywać będzie coś innego, nie pamiętając, co przed minutką wyczarował szparkimi, przyznać trzeba, kończynami.

(S) Nauczyciele salonu uczą zazwyczaj sekwencji. Jeśli nie są to sekwencje pokazowe, które tylko Rojas potrafi zaserwować i to w parze z Rodriguezem, to świetnie, ale pamiętajmy, że salón z samej swej natury jest o wiele bardziej „przestrzenny” od milonguero, innymi słowy pożera więcej metrów kwadratowych parkietu. Salón jest też o wiele trudniejszy (początkujący tancerz zorientuje się raz-dwa, że o wiele łatwiej zrobić coś szybko niż wolno). Salón to najbardziej romantyczny rodzaj tanga i wymaga doskonałego cielesnego porozumienia partnerów. Wspólne poruszanie się, które angażuje całe ciało, wprawia niemal w ekstazę i upojenie (coś porównywalnego do upalenia trawą, aczkolwiek głupi rechot jako skutek uboczny raczej nie występuje), trzeba więc starannie dobierać partnerki/partnerów do ćwiczeń, zabawa może się bowiem zakończyć poważnymi powikłaniami egzystencjalnymi i emocjonalnymi komplikacjami.

(N) Nuevo to gra na loterii. Chyba w tej kategorii mamy największy rozrzut wśród nauczycieli. Jeśli poznamy na zajęciach skomplikowaną sekwencję z ganchami, colgadami itp., ale nie będziemy potrafili niczego z niej powtórzyć z osobą, z którą nie byliśmy na zajęciach (bez mrugania okiem i rozbudowanych pogawędek), koniecznie zmieńmy nauczyciela!

A teraz już lista.

(S+M) Pablo Rodriguez i Noelia Hurtado.

Naszym zdaniem najlepsi. Można się godzinami wpatrywać, jak robią najprostszy krok. Czysta poezja. Wydać się to może nieprawdopodobne, ale uczą równie znakomicie, jak tańczą. Przerażająco młodzi, energetyczni i opanowani w tańcu.

Uwaga! Jesienią prawdopodobnie sprowadzimy ich do Polski!

(S+N) José Halfon i Viky Cutillo

Nasza ulubiona para od nuevo, pewnie dlatego, że jest to nuevo zbudowane na bardzo solidnym fundamencie salonu. Świetni nauczyciele z ciekawą metodyką nauczania. Nawet jeśli wyleci nam z głowy demonstrowana sekwencja, zostaje wiele elementów, które można swobodnie komponować, a przede wszystkim technika ruchu i muzykalność – zwracają uwagę na frazowanie i pauzy (gwoli prawdy dodać trzeba, że na pokazach zdarza im się skupiać na figurkach, a muzyka schodzi wtedy na dalszy plan. Ale nie jest to ranking tancerzy, lecz  nauczycieli). Odwiedzą nas we wrześniu.

(S+M) Javier Rodriguez i Andrea Missé.

Javier zaczyna przeważnie lekcję od kwadransa chodzenia w przód i w tył, dodając stopniowo różne ozdobniki. Człapanie za tym bogiem tanga i próby dotrzymania mu (ślicznego) kroku to chyba najlepsze ćwiczenie techniki, jakie można sobie wyobrazić. Zwłaszcza, jeśli partnerka musi być „elegante”, a partner „divine”. Po takiej rozgrzewce uczą rzeczy bardziej skomplikowanych i lekcja staje się mniej ciekawa, aczkolwiek nadal godna polecenia. Trudni do upolowania, przez większą część roku klonują Azjatów.

(S+N) Adrian Veredice i Alejandra Hobert

Kolejna para łącząca nuevo z salonem. Na technice specjalnie się nie skupiają, za to pokazują super skomplikowane bajery, na pierwszy rzut oka niemożliwe do wykonania, obdarzone jednak tą niesłychaną zaletą, że koniec końców okazują się niezwykle proste. Wymarzeni nauczyciele dla tancerzy, którzy chcą zabłysnąć na parkiecie.

(M) Susana Miller.

Najlepsza nauczycielka dla początkujących, którzy mają kłopoty z „bliskim trzymaniem”. Po lekcji będą tańczyć, jak bóg milongueros przykazał.

(M) Osky Casas

Naszym zdaniem najlepszy obecnie nauczyciele milonguero. Tańczy jak starzy wyjadacze, a uczy o wiele lepiej. Jedyne zastrzeżenie: kiedy na lekcję przychodzi niewiele par, staje się ździebko humorzasty.

(Estilo Balmaceda) Julio Balmaceda i Corina de la Rosa

Świetni tancerze i zasługujący na szacunek nauczyciele. Technika, której uczą, może się diametralnie różnić od tego, co głoszą inni nauczyciele. Ale działa! Julio bezpośredni do bólu, autor głośnej koncepcji „culo feliz”.

(S) Dante Sanchez i Ines Muzzopappa

Tegoroczni mistrzowie tango de salón. Nie jestem wielkim fanem jego sposobu poruszania się (jak na mój gust to mógłby choć czasem wyprostować którąś nogę), ale uczą diablo dobrze. Obecnie prowadzą grupę dla początkujących w szkole Copellego, przychodzi niewiele osób, lekcja ma więc charakter po części indywidualny. No i muchachos dopiero zaczynają uczyć, więc bardzo się starają. Poza tym nazwisko Ines podziałało na nas jak magnes.

(Estilo Paludi) Ezequiel Paludi i Geraldine Rojas

Dla wszystkich z powodu mitu Geraldine. Dla najśmielszych ze względu na trudność sekwencji, skąpe wskazówki udzielane przez prowadzących (radź sobie chłopak sam, skoroś już tu przyszedł! Staraj się mała!) i konieczność zademonstrowania własnych osiągnięć na środku sali (co kończy się przeważnie gromkim rechotem Geraldine: „no pa! Zobacz jak ona śmiesznie tą nogą rusza!”)

(N) Pablo i Dana

Przez pierwsze dwa tygodnie lekcji budzili w nas euforię. Później nam przeszło i poczuliśmy się trochę znudzeni. Tańczą rewelacyjnie, zawsze razem, doskonale zgrani, w przeciwieństwie do wielu nuevowców naprawdę muzykalni, każda zabawa rytmu, każda fraza oddana w tańcu, przełożona na ruch. Uczą raczej sekwencji na pokazy; nawet jeśli partner będzie umiał je bosko poprowadzić, to pewnie na świecie jest ze dwadzieścia partnerek, które temu wyzwaniu podołają (inni nauczyciele ze szkoły DNI, którzy potulnie chodzili na ich zajęcia, wykonywali rzeczone sekwencje trochę na słowo honoru). Duży plus za ćwiczenia przygotowawcze na początku zajęć. Nie są to zawsze te same wygibasy rozluźniająco-rozciągające, ale ćwiczenia dostosowane do programu danej lekcji (dotyczy to również innych nauczycieli ze szkoły DNI. Na marginesie dodam, że podobały nam się jeszcze lekcje milongi z Hektorem i Silviną).

(S) Andrés Laza Moreno

Solidny, elegancki salón bez specjalnych fajerwerków. Ale na bezrybiu i rak ryba. Przesadzam, facet jest naprawdę niezły. Uczył jednak sam, bez partnerki, co nawet największych mistrzów pozbawia uroku, zwłaszcza jeśli drugą połową ma być młodsza latorośl Disparich, a więc siostra Geraldine.

Serce aż rwie mi się do tego, by dopisać Sebastiana Achavala i Roxanę Suarez, którzy tańczą boski salón i z tego, co słyszałem, nieźle uczą, ale cóż robić, nigdy nie trafiliśmy do nich na zajęcia. Nie byliśmy też nigdy u Naveiry, Chicho ani u Horacio Godoya, ot los nie był dla nas łaskawy, wiemy jednak, że młodzi argentyńscy wymiatacze cenią ich bardzo wysoko. W światku nuevo prawdziwym kultem otaczają też Pabla Inzę, gdy ten produkuje się na parkiecie Practiki X narybek patrzy z rozdziawioną gębą i wzrokiem pełnym cielęcego zachwytu.

A CO SIĘ TYCZY NIEARGENTYŃCZYKÓW:

(S+M) Ney Melo i Jennifer Bratt

Bardzo mi się podoba ich taniec. Uczą też doskonale, skupiając się po pierwsze na muzykalności, po wtóre zaś na uprzyjemnieniu tańca: a w gruncie rzeczy o to w tym wszystkim chodzi! Bardziej wyrośnięta część Caminito przyznaje też dodatkowe punkty za perfumy Hypnotic Poison, którymi skrapia się Jenny.

Mamy nadzieję, że ktoś ich jeszcze do nas sprowadzi.

(M) Janek i Pola Woźniakowie.

Za opanowaną do perfekcji sztukę przekształcania lekcji tanga (a więc żmudnych i znojnych ćwiczeń) w pyszną zabawę. Dodatkowe punkty dla Poli za elegancję (która ani trochę nie maleje nawet w kontakcie ze słabszymi partnerami) i dla Janka za muzykalność i niespożytą wyobraźnię w wymyślaniu fajnych „kroczków”. Gdyby nie oni, pewnie byśmy zrezygnowali z tanga gdzieś po drodze.

Ocena nauczycieli ma nie tylko charakter subiektywny, ale też efemeryczny. Jedni nauczyciele doskonale uczą początkujących, inni średniozaawansowanych czy zaawansowanych. Niektórych nauczycieli uznawaliśmy za geniuszy powiedzmy trzy lata temu, warsztaty z nimi wynosiliśmy pod niebiosa, a teraz pewnie byśmy do nich nie poszli. Inni znów wydawali nam się kiedyś mało pomocni, a teraz bardzo nam się podobają.

Wracając do Buenos…

Niektórzy nauczyciele uczą w wynajętych salach lub przed milongami. Inni w szkołach tańca. Osobom, które znają hiszpański, choćby na poziomie tango-basic, odradzamy chodzenie do szkół nastawionych głównie na turystów, czyli przede wszystkim „Escuela Argentina de Tango”. Status pośredni mają „Tango Brujo” i DNI (z tego, co słyszałem, to także „La Viruta”, ale nie byliśmy tam na żadnej lekcji, więc się nie wypowiadam). Naszą ulubioną szkołą jest „Escuela Carlos Copello” przy ulicy Anchorena (pięćsetcośtam). Zdecydowana większość uczniów to Argentyńczycy. Nauczyciele prowadzą regularne kursy a nie cotygodniowe warsztaty (uczenie sekwencji tak jak to robią Argentyńczycy na wyjeździe). Sam Copello nie budzi we mnie płomiennego zachwytu, ale zatrudnia doskonałych nauczycieli (lepiej jednak omijać jego syna, Maxi Copellego).

Zdecydowanie polecałbym wszystkim lekcje dla początkujących lub średniaków. Na takich lekcjach można się naprawdę wiele nauczyć. Nawet jeśli tańczymy lepiej od innych uczniów, to nauczyciele poświęcą nam sporo uwagi. Lekcje dla zaawansowanych to przeważnie skomplikowane układy być może doskonałe na pokazy, ale mało przydatne na milongach. Nie dotyczy to Osky’ego – na jego lekcje dla zaawansowanych spokojnie mogą chodzić średniozaawansowani tancerze. Uwaga: lekcje dla początkujących w DNI są adresowane rzeczywiście do początkujących.

Dylemat lekcje grupowe czy indywidualne każdy musi rozstrzygnąć sam. W Polsce, gdy jakiś argentyński nauczyciel zostaje na dłużej, zazwyczaj śpiewa sobie za zajęcia grupowe po 50 złotych, czyli stówkę od pary. Za 150 zet tej samej parze udzieli lekcji prywatnej, więc grupowe świecą pustkami. W Argentynie rozrzut cenowy jest o wiele większy. Lekcja grupowa kosztuje od 10 do 15 pesos, natomiast prywatna od 100 do 160 (czasem odrobinę mniej, czasem więcej).

Najlepszy stosunek cena/jakość mają więc te zajęcia grupowe, na które przychodzi po kilka par. Szukajcie a znajdziecie!

I jeszcze jedno. Jak uczą się młodzi Argentyńczycy? Jeśli wierzyć ich deklaracjom ci, którzy złapali bakcyla, chodzą przez pierwsze dwa lata po 5 razy w tygodniu na zajęcia + niemal codziennie na milongi. Dziewczyny po tych dwóch latach przeważnie przestają chodzić na zajęcia (trudno się dziwić, tańczą już naprawdę świetnie), a faceci ograniczają się do dwóch lekcji w tygodniu u ulubionych nauczycieli, wolą chodzić na practiki i milongi. No i oczywiście szlifują umiejętności kiedy tylko mogą.


Archiwum