Rozrachunki na koniec lata

Z niewiadomych przyczyn zepsuł mi się Itouch (mam do nich najwyraźniej pecha), ale nie ma tego złego… Zamiast w wolnych chwilkach kopać wirtualną piłkę, przysiądę fałdów i wezmę się za bloga.

Cknić mi się już tutaj zaczyna, nostalgii z wolna się poddaję. Z tego wszystkiego (a z braku Pana Tadeusza pod ręką) zajrzałem na rodzimy hyde park. Ech, na widok zamieszczanych tam złotych sentencji każdemu zakręciłaby się w oku rzewna patriotyczna łezka, któż nie poczułby dojmującej tęsknoty za lubą ojczyzną i jeszcze bardziej lubymi tangowymi przyjaciółmi… Weźmy chociażby taki poemat godny wyrycia w spiżu:

„Chicho dyskwalifikuje jedna podstawowa rzecz, cały czas patrzy w dół na parkiet lub na nogi a to nie ma nic wspólnego z elegancją. Zajmuję się tańcem zawodowo i trochę się na tym znam, nogami może robić cuda ale opuszczona głowa to koniec taka jego wada ustawia go dużo niżej w rankingu z Javierem to oczywiste ale z wieloma innymi tancerzami”.

I te wszystkie – niemniej fachowe – spory o przewadze klasyki nad nuevo, czy nuevo nad klasyką. I to proklamowanie swoich preferencji westymentarnych tak żarliwym i donośnym tonem, jakby się wypowiadało wojnę Brazylii!

I tę śmiertelną powagę towarzyszącą modłom do św. Techniki.

Śmiertelną powagę, która, obawiam się, swoim ofiarom nie pozwala zatańczyć choćby jednego małego kroczku. Trudno wszak tańczyć, gdy trzeba „maszerować na defiladzie z karabinem” (kolejny cytat innego zawodowca z tej samej paczki).

Cóż, Technika przypomina ponure bóstwa mrocznej Stygii. Jej wyznawcom radość (z tańca) nie jest pisana. Żyją w wiecznym strachu, wiedzą bowiem, że nigdy nie sprostają wymogom swojego krwiożerczego bożka. Pozostaje im jedynie pomstowanie na tych, którzy próbują raczej technikę opanować, zamiast jej się podporządkowywać…

O, boska Techniko, wybacz te jeremiady i złorzeczenia. Wiesz dobrze, że szanuję cię, czczę i poważam, choć prawdą jest, iż mam wiele bożków przed tobą. Spójrz jednak, co robisz ze swymi dziećmi! Czyż nie widzisz, że wyglądają jak roboty, nie zauważasz, jak się męczą, jak jest im nieswojo i ciężko, jak, usiłując się wyprostować, uginają się pod twoim brzemieniem? Nie zauważasz, że nie tańczą ani z ciałem partnera/partnerki, ani nawet z własnym ciałem, ale tylko i wyłącznie z tobą (tego zaś właśnie tańcem nazwać nie można)!

Odpuść im trochę. Daj pożyć. Niech choć raz sobie zaszaleją. Niech się cieszą nawet popełnianymi „błędami”. Zobaczą może, że gra warta świeczki.

Może wtedy starczy im wytrwałości i chęci, by stopniowo się do ciebie zbliżać. Bez pośpiechu, bez nerwów. Na luzie.

Może wtedy się okaże, ku wielkiemu zaskoczeniu, że dasz się nawet lubić…

1 Odpowiedź to “Rozrachunki na koniec lata”


  1. 1 owadzik 23 marca, 2009 o 10:37 pm

    „Z niewiadomych przyczyn zepsuł mi się Itouch” – ojej, dopiero teraz to zauważyłam. A to dobre. Pewnie się przegrzał od gry w wędkowanie.


Dodaj komentarz




Archiwum